Chciałbym podzielić się z Państwem historią dotyczącą niedawno zakończonej przeze mnie sprawy. Jak wskazuje tytuł, nie dotyczy ona prawa medycznego, o którym możecie Państwo czytać na blogu, ale jest ściśle związana z dziedziną, którą również zajmuję się na co dzień. Chodzi o sprawy ubezpieczeń majątkowych i procesów przeciwko ubezpieczycielom.
Obecnie standardem jest, że każdy właściciel zabudowanej nieruchomości ubezpiecza swój dom na wypadek pożaru, zalania i innych wypadków losowych, czy też zniszczeń związanych z akcją ratowniczą. W umowie ubezpieczenia, ubezpieczyciel zobowiązuje się spełnić na rzecz ubezpieczonego określone świadczenia, za które ubezpieczony jest zobowiązany płacić składkę. Kiedy okazuje się, że płacona przez nas składka, wpływała na konto ubezpieczyciela regularnie, a co za tym idzie, w pełni wywiązywaliśmy się z obowiązku zawartego w umowie, ubezpieczyciel przestaje wywiązywać się z zapisów umowy np. w przypadku wystąpienia pożaru. Czemu się tak dzieje? Otóż ubezpieczyciel za pomocą umowy, którą podpisaliśmy oraz znajdujących się w niej postanowień, wyłącza spoczywającą na nim odpowiedzialność, a więc używa katalogu zdarzeń zawartego w Ogólnych Warunkach Umowy, w przypadku których nie możemy się domagać pokrycia straty od ubezpieczyciela.
Dość często spotykam się z powoływaniem się przez ubezpieczycieli na niezgodności budynku ze sztuką budowlaną, np. z rozporządzeniem Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20020750690).
Ubezpieczyciel stoi na stanowisku, że Ogólne Warunki Umowy (OWU) wyłączają zapłatę odszkodowania w przypadku, kiedy budynek jest wadliwy, a co za tym idzie, owa wadliwość mogła doprowadzić do pożaru czy zniszczeń. I choć większość osób dotkniętych pożarem czy zniszczeniami próbuje odbudowywać i ratować swój majątek na własną rękę, nie wchodząc w spór z ubezpieczycielem, nie jest to jedyne wyjście nawet w przypadku, gdy budynek nie spełniał norm technicznych i na etapie przedsądowym odmówiono wypłaty odszkodowania. Oczywiście zastrzegam, że sprawa wymaga zawsze analizy pod kątem konkretnego przypadku.
Z małżeństwem, którym spaliło się całe piętro rodzinnego domu, spotkaliśmy się jakiś czas temu. Prosili o rzetelną poradę czy ich sprawa ma szanse powodzenia. Choć rozgoryczeni postawą ubezpieczyciela zarzucającego im wadę systemu kominowego, tym samym obciążając owe małżeństwo za jego stan, któremu od lat płacili terminowo składki, nie chcieli wnosić sprawy do Sądu. Po szczegółowej analizie dokumentacji doszedłem do wniosku, że mamy podstawy do wytoczenia powództwa. Oczywiście nie oznacza to, że zostanie ono przez Sąd uwzględnione. W tej jednak sprawie prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego historia zakończyła się dla klientów pozytywnie. Choć Sąd I instancji nie wziął zupełnie pod uwagę mojej argumentacji prawnej, sąd wyższej instancji w pełni ją zaaprobował. W opisywanej sprawie według postanowień OWU ubezpieczyciel nie odpowiadał za szkody powstałe wskutek nieprzestrzegania obowiązujących przepisów, w szczególności prawa budowlanego, przepisów przeciwpożarowych i porządkowych, o ile miało to wpływ na powstanie lub rozmiar szkody. W związku z tym powoływał się na § 265 ust. 4 wskazanego wyżej w tekście rozporządzenia Ministra Infrastruktury, który mówi że piec z kamienia, cegły, kafli i podobnych materiałów niepalnych oraz przewody spalinowe i dymowe powinny być oddalone od łatwo zapalnych, nieosłoniętych części konstrukcyjnych budynku co najmniej 0,3 m, a od osłoniętych okładziną z tynku o grubości 25 mm na siatce albo równorzędną okładziną – co najmniej 0,15 m. W domu moich klientów te odległości nie zostały zachowane podczas budowy domu, który kupili 15 lat temu i własnym sumptem remontowali. Biegły sądowy twierdził, że brak zachowania tych odległości i bezpośrednia bliskość elementów drewnianych przy kominie spowodował pożar. Pomimo, że do końca nie potrafił wyjaśnić takich ważnych okoliczności jak temperatura spalania drewna itp., to sąd I instancji dał mu wiarę. Na szczęście sąd II instancji, pomimo negatywnych opinii biegłych, wziął pod uwagę argumentację prawną, którą mu przedstawiałem i orzekł że postanowienia OWU nie mogą mieć w stosunku do moich klientów zastosowania z uwagi na brzmienie przepisów ustawowych o ubezpieczeniach majątkowych.
Moi Klienci cieszą się obecnie należnym im odszkodowaniem i mogą w końcu, po kilku latach od pożaru, podreperować swój budżet nadszarpnięty pożyczkami zaciąganymi na ratowanie swojego dobytku. Okazuje się, że nie zawsze stoimy na przegranej pozycji, nawet w przypadku wad budowlanych. Potwierdza się to w kolejno uzyskiwanych orzeczeniach. Obowiązki ubezpieczonych nie mogą być bowiem kształtowane sprzecznie z sensem umowy ubezpieczenia.